Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna WRYYYYYYYYYYYYY!
Najzajebistsze forum w promieniu 50 m
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pustynny Alchemik"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Snyrdlak
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Horned
Professional Spammer



Dołączył: 29 Lis 2007
Posty: 730
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:21, 07 Sty 2008    Temat postu: "Pustynny Alchemik"

"Pustynny alchemik był celem naszej pomniejszonej ekipy. Wraz z Tydusem postanowiliśmy namówić Nemle by dołączyła do naszej paczki. Nemla to materialistka więc nie było większych problemów z przekonaniem Jej by dołączyła do nas. Tak więc było postanowione, alchemik otrzymał wyrok a jego los był przesądzony. Jak się okazało termin jego śmierci przesunął się o wiele tygodni.

Etap pierwszy naszej wyprawy to gruntowne przygotowania. Postanowiłem abyśmy użyli przyjacielskiej i niezawodnej trucizny na ostrzu Tydusa i bełtach Nemli by wspomóc się w nierównej walce z wielką bestią.
Trucizna która była by wstanie powalić takie bydle lub cokolwiek mu zrobić musi być droga. A kasa to rzecz jaką musi być by trucizna była na naszych ostrzach. Sprzedałem kryształ który naprawiałem z takim zapałem. Jak się okazało oddałem go za coś co nie pomogło nam w walce z alchemikiem.

Trucizna zakupiona zapasy zakupione. Nowa zbroja Tydusa prezentowała się na nim doskonale i jak się okazało uratowała życie nie tylko jemu. Udaliśmy się do starej spalonej karczmy i w podziemiach zapukaliśmy trzy razy z odpowiednim odstępem. Portal otworzył się a do naszych nozdrzy i płuc napłynęło gorące pustynne powietrze. Przed nami miasto Redsun.
Jak się okazało miasto było w zupełności odbudowane tylko nieliczne budowle nosiły na sobie ślady uszkodzeń które spowodował Alchemik. Jednak stwierdzić trzeba że miasto zdawało się trochę opustoszałe. Może kilku obywateli zapragnęło opuścić nękane przez liczne problemy miasto albo nie miało tyle szczęścia co my podczas ucieczki od rozpędzonej bestii. Staliśmy na środku targu i nikt nas nie rozumiał. Szansa na pomyślną komunikację malała z sekundy na sekundę. Nagle Tydus, widocznie kalecząc ich język porozumiał się z tubylcami. Ruszyliśmy do najbliższej tawerny. Nasze żołądki domagały się porządnego posiłku. Oferta była ciekawa... sęp, pustynna jaszczurka, pustynne coś tam. Wszystko było pustynne tak jak i nasz cell. Po najedzeniu się pysznym sępem ruszyliśmy wywiedzieć się gdzie urzęduje pustynny alchemik.
Dowiedzieliśmy się że ktoś nas uprzedził z konfrontacją z bestią. Co najgorsze nie zabił go dając nam złudną nadzieję że możemy z nim walczyć.

W posiadaniu pustynnego alchemika był nijaki "Władca Bestii". Okupował on budynek który był porządnie strzeżony przez strażników. A szczelność jego gwardii była zbyt mocna byśmy mogli sforsować go siłą. Poszliśmy więc z pokojowymi zamiarami. Strażnik przyjął nas z pogardą i opryskliwie spławił nas mówiąc że musimy okazać się godni by rozmawiać z "Władcą Bestii". Poprosiliśmy więc o wytyczne lub o podpowiedzenie tego co mamy zrobić by uzyskać audiencje u wielkiego wodza. Po kilku dniach dowiedzieliśmy się od strażników że mamy zdobyć "Rubinową Koronę" bądź coś podobnego. Czym do cholery jest "rubinowa korona" i czemu ten palant nie pozwolił zamówić kilka spraw. Trudno się mówi ale i tak czarna kreska zapisała się nad losem tego fajansa i jego straży.

No nic, trzeba było sobie radzić a nasz plan runął w gruzach. Teraz my musieliśmy znaleźć się w nowej sytuacji. Opanowanie na twarzy Tydusa dawało mi otuchy. Nemla wyznaczyła cel,mianowicie ruszamy w góry. Sprawa wyglądała tak że trzeba kilka dni iść przez pustynię co oznaczało wyczerpanie, głód, śmierć z pragnienia jeśli nie zabiją nas udary słoneczne. Jednak udało nam się oszukać prawa rzeczywistości. Skorzystałem z nowo wyćwiczonych umiejętności. Szybka lecz ryzykowna teleportacja okazała sie zbawienna dla naszej ekipy. Skróciliśmy podróż do kilku godzin. Oszczędziło to nam wiele sił które miały nam się niedługo przydać.

Po długich oględzinach zbocza góry znaleźliśmy zasypaną grotę. Nemla wykorzystała swoje umiejętności by przedostać się przez zawalenisko skalne. Nemla okazała się być niezwykle skuteczna. Właściwie to jedyne co ogranicza jej możliwość przeciskania się przez ciasne miejsca to ekwipunek jaki ze sobą niesie. Tunel okazał się nieosiągalny dla mnie i Tydusa. Jednak dalsze poszukiwania okolicy pomogły znaleźć tunel prawdopodobnie naturalny prowadzący pionowa w dół. Wraz z Tydusem dostaliśmy się do środka z małymi problemami ale jakoś daliśmy radę. Nemla była już z przodu. Co zastaliśmy na dnie tunelu?
Ciemność która rozpraszała pochodnia oraz spory tunel tak zapylony że oddychanie stawiało problemy i przypominało zamek na planie pyłu.
Jak szybko się okazało nie byliśmy sami w tym niebezpiecznym miejscu. Pierwsze co nas przywitało to odgłosy kroków i przemykająca sylwetka jakieś dziesięć metrów przed nami. Szliśmy przed siebie, co innego mieliśmy robić. Wiedzieliśmy że istota która była przed nami widziała nas a my nie widzieliśmy jej. Lecz byliśmy gotowi na atak tego czegoś.
Jednak nie byliśmy gotowi na ruchome piaski na środku zasuszonego tunelu! Wiedziałem że to nie jest naturalny grząski piasek. Buchało od niego magią ziemi tak mocno że czułem to w nozdrzach. Naszym wrogiem był ktoś kto wie jak czarować czyli ktoś kto może nas zabić jednym gestem. Włosy najeżyły mi się na plecach i lekko ugryzłem się w wargę.

Jednak to co nas zaatakowało z magią może miało coś w spólnego jak było tworzone. Piaskowe bydle z mackami strzelające błotnymi pociskami. Gdyby nie nasz refleks to zmieliło by nas na kawałki. Bestia padła pod siłą bełtów Nemli. Kobieta wie gdzie uderzyć by bolało wierzcie mi na słowo. Besta powalona lecz kroki które słyszeliśmy wcześniej wcale nie ustały. Przyspieszyliśmy więc kroków. Był tuż tuż czuliśmy to. Instynktownie zapaliłem magiczne światło i cisnąłem je kilkanaście metrów przed siebie. Naszym oczom ukazała się sylwetka która właśnie splatała zaklęcie. Wszyscy zrozumieli co się dzieje i jednocześnie padli na ziemię. Setki kamieni i otoczaków poleciało w naszą stronę niczym fala. Przysypani gruzem leżeliśmy i udawaliśmy że czar skierowany w naszą stronę okazał się skuteczny. Kiedy splatająca czar osoba oddaliła się otrzepaliśmy się z kurzu i ruszyliśmy dalej prosto tam gdzie nasz niedoszły zabójca. Trafiliśmy do sali od której prowadziło kilkanaście tuneli. Ruszyliśmy więc po śladach na kurzu prosto za świeżo obranym celem. Niedługo po tym naszym oczom ukazało się wielkie opuszczone miasto krasnoludów. Po sprawdzeniu emanacji wiatrów i niesamowitej ilości ametystu chwilę po tym dodałem "Wielkie Wymarłe Miasto Krasnoludów". Uwielbiam podziemia, właściwie to je kocham. A teraz mam stoi przede mną szansa na skolonizowanie nowej podziemnej fortecy. Powoli przestał obchodzić mnie Alchemik i pogoń za jego truchłem. Jednak wzrok szybko zaostrzył się z powrotem. W mieście zaobserwowaliśmy zjawę. Zjawę krasnoluda która jak to miewa w zwyczaju pogroziła nam i kazała się wynosić z miasta. A już miało być tak dobrze. Nemla zamieniła się w Krasnoluda. Kolejna niesamowicie przydatna umiejętność tej kobiety. Krasnoludzki duch wpuścił ją w głąb miasta. Jednak Nemla bała się zapuszczać samotnie wiec kazała mi iść ze sobą.

I tak po zrobieniu około dziesięciu kroków w przód z ziemi powstało czterech nieumarłych krasnoludach w pełnym rynsztunku bojowym. Wiedziałem że jak czegoś nie wykombinuje zostanie z nas miazga na ich młotach. Moja wrodzona nienawiść do krasnoludów dała swój znak w postaci wzrostu energii. Jednak szał umysłu nie pozwala dobrze kontrolować przepływu energii. Wykrzyczałem z jękiem pierwsze zaklęcie. Był to sztorm czystej nienawiści do istot jakie widziałem który przeobraził się w nici elektryczności. Z głów moich wrogów pospadały hełmy a elektryczny wstrząs poranił ich nadgniłe ciała.
Jednak na ich szczęście ich ciała były tak suche że wstrząsy elektryczne mało zadziałały. Tak samo panika Nemli. Na szczęście tym razem moje, krasnoludy będąc ożywieńcami stały się jeszcze wolniejsze niż są za życia. Co dało nam znaczną przewagę. Jeszcze raz splotłem zaklęcie i tym razem stało się coś dziwnego. Przestałem się koncertować i czar zaczął żyć swoim własnym życiem. Czułem się jak bym w zanurzył się w wodzie i wszystko poruszało się powoli. Było tak dobrze. Widziałem jak w zwolnionym tempie krasnoludzkie sylwetki poraża energia która przeszywa każdy skrawek ich ciała. Nic już mnie nie obchodziło. Nagle te istoty podbiegły do mnie i zaczęły atakować moje ciało. Jednak umysł był po za zasięgiem ich metalowych młotów i toporów.
Wtem zjawił się Tydus. Niczym władca przeznaczenia rozpędzał ametyst mieczem który emanował błękitną mocą. Rozcinał więzy przeznaczenia tych nieumarłych istot raz na zawsze. Emanacja błękitnego wiatru pochodziła od jego ducha i nasycała miecz. Widok tylu energi tylko pogłębiał moją nirwanę. Tydus raz po raz dyktował wiatrom ich porządek. Iskry ametystu opuściły szybko ciała dwóch ożywionych istot. Co za potęga w materialnym ciele! Nadszedł czas na mnie, czułem jak Rogaty Szczur zbliża się by pochłonąć moją duszę. Świst strzały która trafiła prosto w oko krasnoludzkiego strażnika przerwała na krótką chwilę scalenie się z mym panem. Splotłem zaklęcie jeszcze raz... jedyne co pamiętam to eksplozję błękitnej energii która wydobywała się z klatki piersiowej pół-tytana stojącego przede mną i raz po raz powalając przeciwników. Podobno uciekaliśmy gdzieś i nawet przeniosłem się za pomocą magi na zewnątrz. Zresztą i tak to nie było ważne. Ważne było to że Tydus zaginał rzeczywistość jak arcymag nie potrafiąc nawet widzieć tego co robi.

Otumanienie przeszło kiedy poczułem przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Moje biodro i ramię było zgruchotane przez młoty minionej walki. Czułem każdy mięsień i każdy siniak zdawał się pulsować i wzmagać ból. Nemla krzyczała coś do mnie lecz słyszałem i widziałem tyle że jedynie odróżniałem kolory i dźwięk tak by nie przewrócić się o podłoże. Zmysły z minuty na minutę zaostrzały się. Tak samo jak ból. Leżałem u podnóża góry. Gdzieś w na horyzoncie widać było bursztynowy wiatr i ruchomy piasek. To piaskowy alchemik który śmieje się z nas bo ledwo żywy nie mam sił się pozbierać. Resztką sił wykrzesałem tyle mocy by przenieść tam Tydusa i Nemlę. Staliśmy na spalonym słońcu gruncie. Piasek palił w stopy niczym żar a przed nami wystawała dziwna płetwa która rozcinała piasek jak wodę. Z całej siły zacisnąłem dłonie aż krew zaczęła sączyć się spod moich paznokci. Ostatnie słowo zaklęcia wypędziło bestię na powierzchnię. Okazało się że to nie Alchemik!! Tylko coś co przypomina rekina a jest gadem! Tydus walczył dzielnie a Nemla zrobiła dobry użytek ze swoich zatrutych bełtów. Moc zaklęcia słabła z chwili na chwilę a kiedy byłem bliski utraty przytomności znowu to zobaczyłem. Tydus odciął łeb bestii w spektakularny sposób. Ilość błękitnego wiatru niemal znowu wprowadziła mnie w nirwanę a czarne wstęgi dharu znowu zaczęły mnie oplatać.

Zabita bestia okazała się cennym źródłem mięsa, skóry i innych części godnych sprzedaży. Nemla chciała skosztować kawałka tego potwora jednak po wskazaniu zatrutych bełtów wbitych w jego grzbiet szybko zrozumiała konsekwencje takiego posiłku. Powrót do Redsun trwał trochę dłużej niż droga do gór ale udało nam się przeżyć. Nie tracąc czasu prosiliśmy o audiencję u "Władcy Bestii" w zamian za członki zabitego rekino-jaszczura. Wpuszczono nas a ja już ostrzyłem kły na pustynnego alchemika. Jednak ten tępak którego spotkaliśmy powiedział nam że bestia jest nie na sprzedaż chyba że dostarczymy mu coś podobnego. Po czym brutalnie nas wyprosił.

Zdegustowani i załamani udaliśmy się do portalu by dostać się do Sigil. Kiedy myślisz że gorzej bycz nie może staje się to co stać się musi. Kiedy zawędrowaliśmy do Sigil kulejąc i zwijając się z bólu ktoś do nas zagadał. Dwie potężne wielkości Tydusa demoniczne istoty. Poprosili nas grzecznie o oddanie pieniędzy. W związku z tym że ich nie mieliśmy a byliśmy ranni nie szarpaliśmy się z nimi. Oni jednak tak. Jeden chwycił Nemlę i zaczął ją dusić a drugi grzecznie odebrał jej kuszę. Nie wytrzymałem, świadomość porażki ze strony Alchemika oraz to że zginę z rąk bandziorów po tym co przeszliśmy wpędziła mnie w taki szał że wejście w stan ducha było kwestią gestu. Znowu nie pamiętam co się stało ale widziałem parująca kupę mięśni i kości która kiedyś była napastnikiem i przerażoną Nemlę. Jeden z napastników zdołał uciec co gorsza miał kuszę Nemli. Kusza ta miała chyba wielkie znaczenie sentymentalne gdyż całą drogę powrotną jęczała że chce ją odzyskać. Po drodze znaleźliśmy plakat przybity do słupa. Różnił się znacznie od plakatów werbunkowych batoriańskich sił zbrojnych. Słowa jakie zobaczyliśmy to... "poszukiwani żywi lub martwi"..
A sylwetki do złudzenia przypominały naszych napastników z niższej dzielnicy. Udaliśmy się więc do siedziby harmonium by odzyskać nagrodę za ciało jednego. Tam zderzyliśmy się z biurokracją i brakiem inteligencji, czyli coś czego we troje nawet zdrowi nie dali byśmy rady nawet dowodząc batalionami. Zwłoki oddano do analizy a my biedni, osłabiani, ranni, pozbawieni środków do życia i rządni zemsty udaliśmy się na pokład "zemsty królowej Anny"



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Horned dnia Pon 20:50, 07 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Snyrdlak Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin