Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna WRYYYYYYYYYYYYY!
Najzajebistsze forum w promieniu 50 m
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pierwsze zwycięstwo

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Tydus
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
God himself
Lollercoster



Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:28, 26 Sty 2008    Temat postu: Pierwsze zwycięstwo

I znów sigil. Cóż za miejsce. Zamknięte w pierścieniu miasto nieskończonych możliwości. Spotkaliśmy Evana. Trochę się zmienił. Chyba na lepsze. Armata na plecach zyskała kolejną rurę, a postać nową pasje ulepszania wszystkiego. Jak tylko zapyta o możliwość ulepszenia mi miecza trzeba go będzie ukrócić. Właściwie wszyscy się zmieniliśmy. Ostatni czas był pełen doświadczeń. Pełen nowych prób. Ale przetrwaliśmy go wszyscy. Informacja o łowach za pustynnym alchemikiem wciąż wisiała w gildii.
To bardzo irytujący żart. On czeka na mnie bym go zabił, a coś powstrzymuje mnie przed zbliżeniem się do niego. Kolejne zlecenie mieliśmy wziąć na jakiegoś stwora z planu ziemi. Nie mogłem się zgodzić. Pustynne ścierwo czekało by je ubić i drwiło mi w twarz z rysunku. Zginie. I to nie długo. Przekonałem resztę by ruszyć na niego. Nawet Evan z nami poszedł.
Kanały w dolnej dzielnicy, trzy puknięcia i pustynia. Znów tutaj. To już trzeci raz. Tym razem alchemik będzie nasz. Plan był prosty. Nemla przemienia się w tego podrzędnego maga i wchodzimy do zamku frontowymi drzwiami. My przebieramy się za straż przyboczną i idziemy u jej boku. Poszło jak po maśle. Straż pana bestii okazała się głupia i bojaźliwa. Kilka słów, krzyków i kłamstwo i już byliśmy w sali tronowej. Maga nie było. Był natomiast głęboki korytarz za tronem. Po drodze było kilka problemów. Najpierw jakieś wilki. Skomlące psy padły od jednego uderzenia. Potem jakieś wyczarowane kruki ze ścian. W końcu jednak dobiegliśmy do opadającego korytarza zamkniętego u dołu wielkimi wrotami. Smród bestii wypełniał powietrze. On tam był, czekał. Zachowanie pozorów ciszy i opanowania nie było już potrzebne. Beczułka prochu sprawiła, że drzwi zamieniły się mgłę, kurz i drzazgi. Przez szare obłoki kurzu i piasku przedzierały się kontury dziwacznego potwora. To był pustynny alchemik, ale inny. Odmieniony. Dodatkowa para łap i wielkie kolce na ogonie. Wyglądał potwornie, jednak nic nie mogło mnie powstrzymać by umazać mój miecz w jego krwi. Mag też gdzieś tu był. Kruki raz po raz irytowały nas atakami ze ścian. Aż sylwetka maga pojawiła się za filarem w głębi sali. To był jego ostatni błąd. Snyrdlak czarami przesłał mnie tuż przed niego. Jakiś nieudolny zamach z jego strony skończył się dla niego tragicznie. Dwukrotne uderzenie rękojeścią miecza sprawiło, że jego zdolności magiczne znacznie osłabły, a gdy niedługo potem jego noga odfrunęła o parę metrów pod ciężarem mojego ostrza, jego umiejętności zupełnie przestały się liczyć.
Spokojnie ruszyłem na alchemika. Szedłem w jego stronę, a ten biegł na mnie z korytarza, po którym przed chwilą gonił Nemlę. Z każdym krokiem był bliżej. Gdy wreszcie odległość była odpowiednia ruszyłem pędem i wyskoczyłem unosząc miecz.
Czas zwolnił na chwilę. Widziałem zbliżającą się powoli rozdziawiającą się paszczę potwora upstrzoną wielkimi, białymi zębiskami. Od tej chwili zależało naprawdę dużo. Tu mogła się skończyć moja walka. Mogłem przegrać. Mogłem polegnąć pożarty przez tego parszywego stwora. Mogłem też wygrać, to cięcie mogłoby przejść przez jego czaszkę rozpoławiając jego mordę i kładąc ją bez tchu. Przez chwilę nawet było mi go żal. Uwieziony i przekształcany przez maga. Wykorzystany przez przeznaczenie jako proste narzędzie. Niedoceniony i zaszczuty. Żal rósł z każdą piędziom odległości. W końcu był tak wielki, że zdecydowałem, że czas ukrucić jego cierpienia. Wściekłość na przeznaczenie opanowała mnie. Przestałem widzieć co się dzieje. W chwilę potem bestia leżała martwa z rozciętą głową. Jej krew spływała po mnie i po mieczu. Posoka wypełniła zagłębienie na klindze i zastygła w wyrytym na niej znaku.
To była pierwsza ważna wygrana. Zerwany łańcuch. Nie byłem już skazańcem. Teraz byłem uciekinierem. Walka trwa i jeszcze długo trwać będzie.
Powrót do Sigil nie był już takim problemem. Wynieśliśmy stamtąd sporo sprzętu i samą bestie. Nie było z tego wiele pieniędzy, ale nie o nie chodziło. Trzeba to było uczcić. Evan jak się okazało już należał do gildii łowców. Był na jakimś bardzo odległym miejscu, razem z pewną dziewczyną. Poszliśmy jej jeszcze poszukać w Ulu w księdze umarłych. Nie było jej tam, a więc jeszcze żyła. To było dla mnie mało istotne, to tylko kolejna laską, którą postanowił wyrwać. Alkohol był na tą chwilę istotniejszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Tydus Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin