Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna WRYYYYYYYYYYYYY!
Najzajebistsze forum w promieniu 50 m
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Na srebrnym szlaku"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Snyrdlak
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Horned
Professional Spammer



Dołączył: 29 Lis 2007
Posty: 730
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:31, 12 Gru 2007    Temat postu: "Na srebrnym szlaku"

To był kolejny dzień z tych które można nazwać nieszczególnymi. Ul zdawał się być odrobinę przyjazny a zapach rynsztoku nie drażnił tak jak zwykle. Dzień jak co dzień. No ale coś musiało się stać. Rutynę dnia przerwał Clarens. Kocia istota która wpierdoli zawsze swoje trzy grosze kiedy nudzisz się w najlepsze.

Przybył do mnie i powiedział że Charls nas wzywa na robotę. Kim był Charls?
Charls to miły i opiekuńczy człowiek o nadzwyczajnym nosie do interesów. Nie ma co przesadzać, dziś zarobi dużo jutro jeszcze więcej. Tak jak Clarens lubią złote kółeczka z które jak to mówią "można mieć wszystko"

Przemknęliśmy przez kilka przecznic i szybko znaleźliśmy się w wspaniałym domu Charlsa. Podłogi drewniane, od czasu do czasu jakieś dzieło sztuki. Ogólnie budynek reprezentacyjny.
"No chłopaki... musicie udać się do innego planu zwerbować jednego takiego"
Oniemiałem a potem podniosłem brew. Mam ruszyć tyłek do innego planu egzystencji po jakiegoś kogoś żeby się do nas dołączył. Oczywiście że mi się to nie podobało i z góry pomyślałem że już nie lubię tej osoby. Jak zwykle konformistycznie zgodziłem się i ruszyliśmy pod "starą tawernę".

Wyruszyliśmy z miejsca oczywiście z informacją że ma na nas czekać wysoka istota która zaprowadzi nas do innego planu oraz do tego trepa co ma nam pomóc. Tak zwanego "szpona pustyni"... Nie wiem co to znaczy ale brzmi wysoce nieprofesjonalnie lub trzeba być zajebistym wojownikiem by mieć taką ksywę i żeby nie być wyśmianym w profesji.

I oto idziemy i widzimy pół-tytana! Tak i on patrzy na nas! Czyli wszystko wiadomo ten wielki pan z mieczem większym ode mnie to nasz oprowadzacz. Clarens przełknął ślinę i poszedł dalej.
Tydius tak się nazywa to wielkie coś co mogło by mi łapą zgnieść czaszkę.
Zaprowadził nas do podziemi i za pomocą portalu przeniósł do obleśnego wymiaru pełnego piasku i okropnego słońca.

Nie zdążyliśmy nawet się rozejrzeć kiedy dzielnica miasta do którego weszliśmy zaczęła obracać się w ruinę. Tak banda piaskowych diabłów czy jak im tam wraz z goniącym ich wielkim jaszczurem rozwalała miasto.
A my staliśmy jak wryci i patrzyliśmy jak to wszystko idzie w naszą stronę. No i co? Gdzie nasz trep do wynajęcia? Oczywiście kupował zegarek od tragarza podczas jak jakieś trzydzieści metrów za nim budynek obrócił się w pył od uderzenia ogona wielkiego jaszczura.
No i nasz bohater zaczął ociekać w naszą stronę a za nim wielki jaszczur.
Tydius uderzył jaszczura swoim mieczem... myślałem że już po facecie bo bydle się nieziemsko wkurwiło. Przeżył co oznaczało że już mi się podoba życie gdzieś przy nim. Nie wspomnę o moich wyczynach magicznych bo to nie ma czym się chwalić. Miałem zły dzień. Ale kiedyś ta bestia będzie się do mnie modlić wraz.

Evan to nasz nowy nabytek w gildii. To znaczy tak myślałem. Wróciliśmy do Sigil po brawurowej ucieczce.
Nie będę wspominał że zjebaliśmy na całej linii. Okazało się że ten trep co go zgarnęliśmy to nie "pustynny szpon" tylko jakiś uzurpator nie przyznający się do tego kim jest. Dlaczego użyłem słowa uzurpator? Dowiecie się niedługo. Dobra ale opowiem jak to było.
Wracamy na melinę, tak ta melina to piękna chata Charlsa ale żeby było bardziej profesjonalnie nazwę to meliną. No i jesteśmy już razem z Evanem w melinie Charlsa a ten mówi że nim nie jest. Charls zrobił podobną minę jak my. Już prawie chciałem uciekać gdy zobaczyłem wkurwioną gębę Kapitana Blackbeard'a. Clarens mimo że miał futro zbladł . No i wtedy Evan oświecił nas że nie jest "szponem pustyni". Blackbeard za karę wziął nas pod opiekę. Charls nas sprzedał jednym słowem. Zostałem piratem pod rozkazami faceta którego żela przebiła by czaszkę człowiekowi. Tydius się go słuchał a to znaczyło że jak by nas trzasnął to znaczy mnie i Clarensa to by był koniec zwiedzania życia.

Tak więc wraz z Evanem, Tydiusem i Clarensem wylądowaliśmy na okręcie który wędrował po planie astralnym. Opowiem w skrócie.
Ja spałem jak płynęliśmy, Evan udawał że nawiguje, Clarens był wszędzie na okręcie a Tydius pracował.

Pewnej pory na planie astralnym obudzono nas. Jedyne co pamiętam to że mieliśmy zdobyć figurkę złotego lwa z planu pyłu. Nie wspomnę że nie miałem pojęcia o co chodzi. Pewnej pory wywalono nas z okrętu w specjalnych maskach. Wylądowaliśmy w krainie kurzu.
Nie ma innego opisu jak dwieście milionów ton pyłu i czterech palantów.
Tak czy siak używając mojego potencjału intelektualnego dotarliśmy do zamku.

To najgorsze chwile mojego życia. Zamek strachu jak to nazwał Evan. Ta niewdzięczna małpa zgarnęła wszystko na co wpadłem. Następnym razem sam wszystko wypróbuje. Tak czy siak zamczysko wydawało straszliwe dźwięki. A plan zdawał się bardziej przypominać pandemonium niż plan kurzu. Ruszyliśmy plądrować opuszczone zamczysko. A teraz uwaga. Podczas zwiedzania napadła mnie wiedźma i próbowała upiec mnie w piekarniku ale uciekłem do sali sądowej gdzie skazano mnie na śmierć przez rozstrzelanie z serpentyn. Ominąłem kilka elementów w celu waszego i mojego zdrowia psychicznego. Evan wdał się w rozmowę ze śmiercią i prawie umarł. Prawie... kurwa...

Ruszyliśmy plądrować dalej i dotarliśmy do sali tronowej gdzie Clarens postanowił zostać uzurpatorem co bardzo zdenerwowało golemy strażników. Ledwo z życiem uszliśmy. Ale Tydius wtrącił trochę żelastwa między strony konfliktu i się towarzystwo uspokoiło. Golemy gadały coś o tym że tylko król może dostać figurkę złotego lwa. Poszedłem z Clarensem plądrować dalej. Reszta nie chciała ruszać swojego tyłka.
Po konsultacji z duchem nawiedzającym mównicę ukradłem ciuchy maga.
I okazało się że każdy kto je nałoży jest traktowany przez patałachy w zamku jako jakiś mag.
W mgnieniu oka dogadaliśmy się z golemami które sklepały wiedźmę i śmierć. Nie skomentuje że w chacie były ciuchy króla które wcisnął na siebie Tydius.
Udało się i nie kto inny jak golemy które prawie nas wcześniej zamordowały oddały nam figurkę byśmy mogli wyruszyć dalej.
Udało nam się wydostać z tego przeklętego planu po wskoczeniu w wir.

Na statku postanowiono że popłyniemy do planu szczęśliwości.
Jak ja nie lubię takich planów... No ale po krótkim czasie mamy się z niego wydostać. Siedzę sobie koło Tydiusa a ten wpatruje się w niebo.
Ehh jestem zmęczony tą podróżą...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Horned dnia Śro 22:55, 12 Gru 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Snyrdlak Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin