Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna WRYYYYYYYYYYYYY!
Najzajebistsze forum w promieniu 50 m
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dziennik skazańca 2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Tydus
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
God himself
Lollercoster



Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:38, 31 Gru 2007    Temat postu: Dziennik skazańca 2

Kolejna robota. Wiedzieliśmy już gdzie jest pierścień, wiedzieliśmy jak się do niego dostać i wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe. Trzeba się było wydostać z Dis i ruszyć na pustynię. Bram strzegą jednak potężne diabły, niemające w zwyczaju wypuszczać nikogo poza innymi diabłami. Był też jeszcze jeden portal. Sadzawka będąca pod władaniem klanu diabłów. Ta droga miała być łatwiejsza. Dowiedzieliśmy się w końcu czym naprawdę zajmuje się Evan. Ma rzadki talent do łamania kluczy do portali. Potrafi otworzyć właściwie dowolny portal. Ta umiejętność miała na nie tylko pomóc przejść przez portal, ale właściwie uratować nas przed wielce prawdopodobną zagładą.

Ruszyliśmy. Zastanawiałem się czy to już koniec. Czy przeznaczenie zaplotło na mnie pętlę. Właściwie to byłem pewny, że nie będzie to przyjemny spacer, a diabelscy strażnicy na pewno będą zajadle bronić swojego terenu. Tak też było. Dwójka z tych pomiotów stanęła nam na drodze już na samym początku. Ja miałem się nimi zając, dając czas Evanowi na złamanie portalu. Nie bałem się, niebyło po co się bać. Dwie przerażające istoty i ja. To zapewne miał być mój koniec. Ale nie dałem się położyć lekko. Wściekły na los za tak prymitywne rozwiązanie uderzyłem z całej siły w diabła który próbował opluć mnie jakimś zjadliwym płynem. Potem ponowiłem i skomlący demon upadł pod moimi nogami. Przed walką jak zwykle Snyrdlak rzucił na mnie pewien czar, który dodał mi otuchy, nie sądziłem jednak że to aż tak skuteczne. Magiczne moce co raz bardziej mnie fascynują. Drugi demon w końcu też uległ. Wyszedłem ze starcia ledwo draśnięty. Jeżeli przeznaczenie chciało inaczej, to już może się zacząć bać! W tle gorzała walka. Pojawiły się inne piekielne stwory. Kapitan zabił przynajmniej jednego, reszta też miała zajęcie. Na szczęście Evan poradził sobie dość szybko i rzuciliśmy się w portal.

Przywitał nas piasek. Niebyło już tak gorąco jak w Dis, choć nadal temperatura znacznie wychodziła ponad przyjemną. Gdzieś w oddali dygotała w gorącym powietrzu stara budowla. Kapitan ruszył w jej kierunku, a my wraz z nim. Nemla zdawała się nieco zaniepokojona. Może nawet bardzo. Majaczyła, ale Snyrdlak ją uspokoił. We wnętrzu przywitał nas osobnik podający się za opiekuna tej świątyni. Wskazał nam nawet komnatę, której nieudało mu się jeszcze otworzyć, w której to najprawdopodobniej znajdował się pierścień. To było dziwne. Opiekun świątyni puszcza nas samopas po jej korytarzach i jeszcze wskazuje miejsce najwygodniejsze do plądrowania. To musiała być pułapka. Przeznaczenie nie bawiło się z nami w delikatne aluzje. To był okrzyk „zabije was!” Drzwi ustąpiły pod sprawnymi złodziejskimi łapami Clarensa. Za wrotami pojawiła się marmurowa płyta. Nie miała zamków, ani zawiasów. Za to okazała się nie tak wytrzymała jakby się mogło wydawać. Kilka uderzeń rozwiązało sprawę. Droga była otwarta. Naszym oczom ukazał się pomnik z pierścieniem na palcu. Wystarczyło go sięgnąć. Sala jednak okazała się być nafaszerowana pułapkami. Rzędy kolców wychodzących z podłogi zabijały szczury wysyłane przez Snyrdlaka, aż w końcu któremuś udało się przejść. Pierścień był nasz. Clarens wraz ze swoim nowym przyjacielem w postaci gadającego sztyletu znikł jeszcze w Sali i po chwili wrócił ze srebrnym kłem wartym kilka miedziaków. Mieliśmy co chcieliśmy. Czas opuść to chore miejsce. Portal stal już przygotowany na drogę powrotną.

Na drodze stanął nam jednak opiekun świątyni z olbrzymią bestią w formie ochroniarza. Zażądał pierścienia. Walka nie wchodziła w rachubę. Rzuciliśmy się do ucieczki. Niebyło trudno. Nawet zbyt prosto jak na ostatnie zdarzenia. Grunt że wylądowaliśmy bezpiecznie po drugiej stronie portalu i że nie prowadził on z powrotem do siedziby klanu tych przeklętych diabłów. To była aleja bogów. Rzędy pomników ciągnęły się po obu stronach ulicy. Nikt nie wyznawał tych istot. Zatraceni w bezsilności czekali na lepsze czasy. Przeznaczenie ma sposoby nawet na bogów. Jeśli ktoś ich nie zabije, to w końcu tracą wyznawców, moc i możliwość istnienia. Nawet bóstwa są zależne od przeznaczenia, a do tego pochłonięte w zaufaniu do swojej mocy nie potrafią się przeciwstawić najmniejszemu wyrokowi losu.

I właśnie w tedy przeznaczenie się przypomniało. Clarens rozbił kryształ, który ukradł ze świątyni. Zatopiony w nim pierścień potoczył się do pomnika, który przebudził się i zabrał ów pierścień. Byliśmy świadkami przebudzenia boga. To nie mogło się dobrze skończyć. Zaraz potem pojawił się sam pan Dis i rozgorzała walka. Bóstwo zostało wygnane, a my dostąpiliśmy wątpliwego zaszczuty usłyszeć słowa najpotężniejszej istoty na tym planie. Ale nas nie zabił. Los znowu zagrał mi na nosie. Nabija się ze mnie i chce mnie złamać, możliwe że nie może mnie zabić, ciekawe, ale testować nie będę. Otworzono nam portal i kazano spieprzać. To był najprawdopodobniej ostatni raz kiedy gościmy w Dis. Nie żałuje.

Trafiliśmy do miasta bramy. Droga powrotna do Sigil była już tylko formalnością. Choć po drodze zdarzyło się jeszcze kilka dziwnych rzeczy. Pojawienie się demonicznego gościa Evana było jedynie wstępem. Pojawił się okręt tytanów. Znali mnie. Coś musiało się wydarzyć, skoro zadali sobie tyle trudu by mnie odnaleźć. Rozmowa była krótka. Mój ojciec poległ w bitwie i przekazano mi jego miecz. Wyrok zapadł. Los szalał wokół mnie niszcząc mi bliskich i osoby mi pomocne. To oznaczało otwartą wojnę. Rozpocząłem przygotowania do starcia z pustynnym alchemikiem. Ta bestia jako pierwsza weszła mi w drogę i musi zginąć!


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
God himself
Lollercoster



Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:17, 05 Sty 2008    Temat postu:

Podmiejskie kanały znów zaniosły nas na pustynną krainę. Bestia, która jako pierwsza stanęła naszej ekipie na drodze zamieszkiwała ten suchy i gorący plan. Miasto miało się dobrze. Odbudowano je po ostatnich rozbojach pustynnego alchemika. Handel znów zamieszkał na centralnym placu.

Dziwaczny język tu używany trochę przypominał mój rodzinny, więc na mnie legło zadanie komunikacji z lokalnymi źródłami informacji. Jak zwykle najłatwiej dowiedzieć się czegoś w karczmie. Dowiedzieliśmy się, że pustynny alchemik jest we władaniu nie jakiego Władcy Bestii. Początkowo myślałem, że to jakieś nieścisłości językowe. Wszystko jednak wskazywało, że jakiś lokalny bohater uwięził i okiełznał bestię, jednocześnie zapobiegając najazdom jakiejś grupy bandytów. Los chowa swojego pupilka przed nami. Był zbyt wygodnym narzędziem, żeby je stracić! Pewnie pozbył się nim setki istnień. Musi zginąć!
Udaliśmy się do pałacu, w którym przebywał treser. Nie pozwolono nam jednak się z nim widzieć. Spędziliśmy w mieście kilka dni oczekując na audiencję, jedząc lokalne potrawy (pieczony sęp tylko z pozoru wydaje się nie smaczną pozycją w menu) i nocując w gospodzie.
Kilka dni spędziliśmy w ten sposób, aż wreszcie wysłannik powiadomił nas, że jeśli chcemy widzieć się z Władcą, to musimy przynieść mu prezent, najlepiej w postaci rubinowej korony. Rubinowa korona? Też coś!
W górach o dzień drogi od miasta dawniej znajdowało się krasnoludzkie miasto. Miała się tam znajdować ów korona. Nie mieliśmy innych planów, ani specjalnie innych możliwości, więc ruszyliśmy. Dzięki snyrdlakowi podróż trwała tylko parę godzin. Jego magia jest bardzo pomocna, choć miała się okazać bardzo nie bezpieczna, już niedługo.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
God himself
Lollercoster



Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:00, 07 Sty 2008    Temat postu:

Góry stały samotnie pośród bezkresnej pustyni. Skały rzucały przyjemny cień. Poszukaliśmy trochę i znaleźliśmy zawalony tunel. Nemla dzięki swoim zdolnościom przecisnęła się między skałami i dostała się do środka. Trzeba się było dostać do wnętrza, a to oznaczało parę godzin odkopywania. Jednak po kilku przerzuconych kamieniach odkryliśmy inny tunel, prowadzący prosto w dół. Był wąski i tu znów magia Snyrdlaka pomogła dostać się mi na dolny poziom. Był tam tunel, dość szeroki by iść nim dość swobodnie. Nieprzeniknione ciemności znowu rozświetliła magia Snyrdlaka. Jego umiejętności wydają się być niewiarygodnie przydatne. Po drodze znaleźliśmy jakiś kamień wygrawerowany napisami w nieznanym języku i jakąś bestie strażniczą, która jednak niebyła zbyt groźna. Był tam również jakiś mag, któremu wyraźnie nie spodobała się nasza obecność. Puścił na nas jakiś czar, my poudawaliśmy martwych i na tym się skończyła nasz konfrontacja z nim. Nie zawsze frontalny atak jest skuteczną metodą, a jakoś nie miałem ochoty stawać w szranki z kimś takim.
Wreszcie dotarliśmy do olbrzymiej groty, w której znajdowało się opuszczone i wymarłe miasto krasnoludów. Przywitała nas zjawa, która kazała nam opuścić to miejsce, jako iż tylko krasnoludy mogą tu przebywać. Nemla przybrała postać jednego z nich i pozwolono jej wejść. Jednak bała się wejść sama i zaciągnęła Snyrdlaka. To był błąd. Jakoś wiedziałem, że tak się skończy. Z ziemi powstały zwłoki byłych mieszkańców tego miasta. Snyrdlak rozpoczął magiczną batalię. Ja ruszyłem na pomoc. Nemla wycofała się machając rękami. Walka była dość męcząca i ilość potężnych magicznych wyładowań powodowała, że niemal dało się zobaczyć twarz chaotycznego boga. Udało się wygrać, jednak snyrdlak nie był już taki sam. Magia ma potworne skutki uboczne. Musi potwornie wyniszczać psychikę, ale kto wie, może kiedyś też przyjdzie mi się nią parać. Gdy zakończyliśmy walkę dało się słyszeć dźwięk napinanych cięciw. Uciekliśmy. Trzeba będzie tam kiedyś wrócić. To miejsce może stać się doskonałą bazą wypadową.
Wracaliśmy do miasta, kiedy zauważaliśmy ruch pod ziemią. Czyżby nasz znajomy Pustynny Alchemik? Ruszyliśmy na niego. Trochę nas zaskoczyło, gdy okazało się iż jest to jakiś dziwaczny stwór, trochę przypominający rekina, trochę wywerne, a do tego poruszający się pod ziemią. Był szybki i silny. Jednak magia Snyrdlaka, strzały Nemli i miecz mojego ojca skutecznie przeciwstawiły się jego sile. Walka nie poszła zbyt po mojej myśli i odniosłem dość ciężkie rany, ale udało się. Z jego skóry będzie dobra zbroja, a reszta posłużyła nam za kartę wstępu na wizytę u Władcy Bestii.
W całej swojej bezczelności, ten podrzędny klaun kazał nam złapać jakiegoś ognistego ptaka w zamian za Pustynnego Alchemika, który był w jego posiadaniu i nie pozwolił nam go nawet zobaczyć. Trudno, innym razem bestia się nie wywinie.
Wróciliśmy do Sigil. Przeklęte miasto złodziejaszków. Korzystając z okazji chciało nas okraść dwóch demonów. Błąd! Jeden zginął na miejscu zdarzając jedynie rzucić czar po którym ciemności ogarnęły naszą ekipę. Drugi zbiegł wyrywając Nemli kuszę z rąk. Ale dorwiemy gnojka! Nemla się o to postara.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
God himself
Lollercoster



Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:19, 12 Sty 2008    Temat postu:

Problemy to specjalność Sigil. Ludzie dzielą się tu na tych, co problemy starają się znosić i na tych, którzy problemy stwarzają. My nie zamierzaliśmy należeć do pierwszej grupy. Zwłoki demona w harmonium zidentyfikowano jako przestępce i dostaliśmy za niego nagrodę. Nie wiele, ale na początek starczy. Drugiego też dorwiemy. Może przestaną się do nas czepiać to pomniejsze gnojki.
Druga sprawa to opinia łowcy. Mogła nam pomóc, a do tego można na tym zarobić i to nieźle. Poszliśmy się zapisać. Gmach gildii wypełniał tłum wojowników przechwalających się swoimi dokonaniami, listy łowów i ciałami pokonanych potworów. To miejsce, które często przyjdzie mi odwiedzać. Skierowano nas do pokoju 23a, gdzie należało dokonać odpowiednich formalności i uiścić opłaty za zapisanie się do gildii łowców. Kobieta nas przyjmująca była tak nieświadoma rzeczywistości w okół, że zapomniała pobrać od nas opłatę. Otrzymaliśmy karty i poszliśmy wybrać pierwsze zlecenie. Pustynny alchemik drwił z nas z pierwszej, najniższej pozycji listy. Dorwę go. Przyrzekam że przy najbliższej okazji ta bestia straci życie. Już mieliśmy wychodzić, gdy wywieszono ogłoszenie o potworze zwanym kanalarzem. Ten zbieg okoliczności był oczywistym wyzwaniem. To był cel na teraz. Już wkrótce jego truchło zasili nasze sakwy i punkty w rankingu. Haha!
Wyszliśmy przygotować się na starcie. Trzeba było odpocząć i dowiedzieć się czegoś o tym potworze. Tym drugim zajął się Snyrdlak i to ze sporym sukcesem. Znaliśmy słabe punkty bestii i jej mocne strony. Wiedzieliśmy o portalu do planu tego stwora i portalu powrotnym. To zadanie wydawało się co raz prostsze. Zbyt proste...
Następnego dnia poszliśmy na zakupy. Coś się święciło. W powietrzu utrzymywał się zapach niebezpieczeństwa. Szukaliśmy sercoziela. Potrzeba było nam go dość dużo, gdyż była to odtrutka na toksyny kanalarza. Szukając go natrafiliśmy na coś strasznego. Nawet nie chce pamiętać spotkania z czymś co przedstawiło się jako Rinkuntin, ale to imię na pewno zapadnie w pamięć mi i wszystkim moim towarzyszom. Pamiętać je będą również właściciele kilku sklepów, które odwiedził przed nami ten diabeł. Wszędzie poznać to można było po przerażonych minach. Cokolwiek Evan sobie narobił na pewno nie jest to nic, co chciałbym przeżyć.
Po zakupach, które przebiegły już w spokojnej atmosferze, po za sklepem z ubraniami, który to przemilcze, gdyż nie był to godny omówienia punkt, niezbyt pewnie ruszyliśmy na plac, by powiesić się na szubienicy łaskobujców. To dziwny portal. Wymagał by powiesić się na szubienicy i chcieć umrzeć. Snyrdlak ruszył pierwszy, więc nie było powodów by mu nie wierzyć, ale miałem raczej mieszane uczucia co do tego. Potem ruszyła Nemla niemal wybuchając płaczem. Krótko zastanawiałem się dlaczego mógłbym chcieć umrzeć. Jeśli przeznaczenie miałoby umrzeć wraz ze mną z chęcią powiesiłbym się w każdej chwili. I tak z uśmiechem po tej wizji znalazłem się na placu dziwnego miasta. Jakaś osoba zapalała właśnie latarnie uliczne. Dowiedzieliśmy się od niego że plac został niedawno przemianowany na plac smutku, ze względu na to, że wszyscy odwiedzający bardzo rozrzewnieni pojawiali się na nim. Snyrdlak i Nemla potwierdzali tą nazwę. Ale jakoś nie chciałem wiedzieć co takiego spowodowało, że odechciało im się żyć.
Ruszyliśmy na poszukiwanie kogoś opiekującego się kanalizacją w tym mieście. To ni e było trudne, właściwie to udało się nam trafić do niego niemal, że na węch. Zapłaciliśmy mu by nas zaprowadził do zapchanej części kanałów, gdzie jak się dowiedzieliśmy znikali już pracownicy. To było zbyt oczywiste. Po drodze napadło nas czworo bandytów. Żałosne pokraki. Myślą że jak pomachają pistoletem to są genialnymi wojownikami, przed którymi ustąpią góry. Nie ustąpiły. Snyrdlak poraził ich błyskawicą, ja rozpłatałem jednego, a Nemla poprosiła pozostałych o oddanie broni i kosztowności. Byliśmy o 4 pistolety do przodu, a to zawsze trochę kasy.
W chwilę po tym byliśmy w kanałach. Wreszcie mogłem zrzucić te debilne ciuszki. Znalezienie potwora zajęło nam kilka minut. Zaskoczony błyskiem zakupionych bomb błyskowych i zapachem perfum uległ bardzo szybko. Już miał być spokój. Zabieraliśmy się za dzielenie łupów, a tu ryk drugiego potwora przerwał sielankę. Tym razem mieliśmy do czynienia z mamusią. Był silniejszy, odporniejszy i atakował bardziej zaciekle. Nie było lekko, a i szczęście się od nas odwróciło. Na koniec walki, gdy wreszcie cięcia zaczęły wchodzić głębiej, a i czary i bełty godziły bestie boleśnie, bestia padła, ale nie bez niespodzianki. Eksplodowała prosto we mnie. Bolało. Nie znoszę takich niespodzianek. Ale było z głowy. Ranni i zmęczeni przetransportowaliśmy na wóz całe to ścierwo. I ruszyliśmy przez portal z kwiatkiem w zębach.
Chwilę potem byliśmy już przed gildią i odbieraliśmy nagrodę za tą bestię. Potem sprzedaliśmy łupy. Kasa z tego była niezła. Nawet dobra. Snyrdlak wziął moją część, bo potrzebował na coś. Mam nadzieje że się mu przyda. Czas odpocząć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WRYYYYYYYYYYYYY! Strona Główna -> Planehammer / Tydus Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin